Facebook link
Jesteś tutaj:
Powrót

Szlak pieszy: Dookoła Piwnicznej Zdrój

Szlak pieszy: Dookoła Piwnicznej Zdrój

Od prawej alejka wyłożona kostką po której idą tyłem ludzie, dalej schodki prowadzące do parterowego budynku z dwiema kwadratowymi wieżami po bokach i jaskółką po środku. Przed nim rozłożone parasole. Za nim wysokie drzewa. Obok alejki ogród z krzewami, kwiatami i z fontanną pośrodku. Za nim dach budynku i lasy. Niebo pogodne.
Piwniczna-Zdrój Region turystyczny: Beskid Sądecki i Niski
Piwniczna Zdrój to serce Beskidu Sądeckiego. Miejsce, gdzie na łąkach pasą się czarne owcze, gdzie biją drogocenne źródła, kuchnia regionalna jest jedną z najpyszniejszych w Małopolsce, a folklor Górali Nadpopradzkich fascynuje od pierwszej chwili. Z Piwnicznej Zdrój na cztery strony świata rozchodzą się szlaki spacerowe i górskie, które obfitują w łagodne, ale nierzadko strome podejścia. Poniższa trasa jest kombinacją tych dwóch składowych. Nie zrażajcie się, tylko dajcie się skusić, bo widoki w trakcie wędrówki są niezapomniane!

ŚLAD TRASY GPX

Informacje praktyczne

Piktogram przedstawiający miejsce startu. Piwniczna Zdrój, parking przy przystanku kolejowym o tej samej nazwie. Nie mylić ze stacją Piwniczna!

Piktogram przedstawiający parking.w pobliżu dworca.

Piktogram przedstawiający  dojazd.Jadąc drogą krajową numer 87 od północy trzeba skręcić przed mostem na Popradzie w lewo, a dojeżdżając od strony Muszyny – za mostem w prawo. Ulica Kazimierza Wielkiego doprowadzi nas na parking.

Uwaga: nie należy się sugerować drogowskazami, które kierują do stacji Piwniczna!

Piktogram przedstawiający czas przejścia.około 7 godzin.

Piktogram przedstawiający śtopień trudności trasy jako trudny trudny, przede wszystkim ze względu na czas wędrówki, jak i długość podejść (połowa trasy przebiega pod górę) i stopień nachylenia kilku odcinków.

Uwaga: trasa w dużej mierze przebiega po odkrytym terenie. W słoneczne dni niezbędne jest nakrycie głowy, krem z filtrem UV, okulary przeciwsłoneczne też się przydadzą.

W drodze na Halę Pisaną – kosztujmy wody do woli

Ruszając z parkingu kierujemy się znakami żółtymi, przechodzimy kładką na drugi brzeg Popradu i skręcamy w lewo. Po przejściu około 600 metrów docieramy do Pijalni Artystycznej, w której nie tylko można skosztować wody z tutejszych ujęć, ale i odbywają się koncerty i wystawy. Nieco dalej, w Parku Zdrojowym, kolejne źródło – odwiert 7 Piwniczanki. Wypada spróbować i porównać smak wody znanej z butelek, z tym pochodzącym bezpośrednio z głębi ziemi.

Zaraz za pijalnią po tej stronie jezdni kończy się chodnik, trzeba przejść na drugą stronę jezdni. Po chwili powracamy jednak na poprzednią stronę, bo w miejscu, gdzie ponownie pojawia się chodnik, skręcamy w prawo na widoczne między drzewami schody. Osoby niższego wzrostu mogą narzekać na ich wymiary – stopnie są za długie, by je pokonać jednym krokiem, ale za krótkie, by zrobić dwa. Cóż, taki los turysty, że nie wszystko mu sprzyja. Na szczęście wkrótce wychodzimy na ścieżkę wykładaną płytkami, nieco dalej na asfaltową ulicę. Odtąd nasza drogą będzie się pięła coraz wyżej. Pierwsze strome podejście rozpoczniemy po kilkuset metrach, w miejscu, gdzie asfaltowa nawierzchnia ustąpi betonowej, potem pojawią się ażurowe płyty. Za nami widok na zachodnią część Beskidu Sądeckiego.

Za ostatnimi zabudowaniami stoi drewniana ławeczka zachęcająca do odpoczynku, proponujemy jednak wytrzymać jeszcze kilka chwil, do zakrętu drogi, gdzie spotkamy kolejne źródełko, będzie też przy nim ławka (dotarcie tu zajmie nam około trzy kwadranse).

Droga cały czas pnie się w górę, miejscami naprawdę bardzo stromo. Obecność płyt sugeruje, że prowadzi do kolejnych przysiółków i tak faktycznie jest, jeszcze przez wiele minut będziemy wędrowali po wygodnym podłożu. Gdy pojawią się kolejne domostwa, warto zaopatrzyć się w jakiś kij (jeśli nie mamy kijków do nordicwalking), by mieć czym straszyć czworonożnych gospodarzy, którzy wyskakują zza budynków wściekle ujadając. Nigdy nie można mieć pewności, czy tylko na jazgocie się skończy.

Po około półtorej godzinie wędrówki na chwilę kończą się ażurowe płyty, wchodzimy na zwykłą drogę gruntową, która skrajem lasu wyprowadzi nas na grzbiet. Na jej końcu brak kierunkowskazów, trzeba skręcić w lewo, w kierunku widocznej w odległości około 100 metrów tablicy informacyjnej dotyczącej znaczenia wypasu dla zachowania bioróżnorodności łąk. Roztacza się stąd piękny widok na południe, na najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego – Radziejową i jej okolice; przy sprzyjającej pogodzie w oddali (po prawej), można dostrzec wzniesienia Beskidy Wyspowego. Odpoczynek z podziwianiem widoku proponujemy zrobić nieco dalej.

Przy kolejnym budynku znów pojawiają się ażurowe płyty, wkraczamy do następnego przysiółka, w którym stoi niewielka kapliczka domkowa. Na pobliskich ławeczkach można odpocząć, posilić się, bo za chwilę rozpocznie się najtrudniejszy odcinek szlaku.

Około 5 minut za ostatnimi budynkami bije kolejne źródło. Po kilku chwilach problematyczne miejsce: brak drogowskazów, że zaczyna się tu szlak zielony schodzący do Łomnicy (szansa na skrócenie wędrówki) oraz że idąc szlakiem żółtym należy skręcić w lewo.

Odbijamy we wskazanym kierunku i rozpoczynamy podejście. Po blisko 2 godzinach od wyjścia z Piwnicznej docieramy do Siodła pod Groniem. Obowiązkowy punkt krótkiego odpoczynku, bo czeka nas teraz niezwykle strome podejście. Na szczęście krótkie i po pokonaniu go wychodzimy na szeroką leśną drogę, która wznosi się łagodnie. Potem jest jeszcze kilka bardziej stromych fragmentów, ale generalnie nie jest już źle. Po niespełna 3 godzinach od wyjścia z doliny docieramy na Przełęcz Bukowina, gdzie spotykamy czerwone znaki Głównego Szlaku Beskidzkiego, który biegnie z Ustronia (Beskid Śląski) do Wołosatego (Bieszczady). Odtąd to nimi będziemy się kierowali podczas wędrówki.

Nie warto się tu zatrzymywać, lepiej zmobilizować siły na kilka minut łagodnego podejścia i odpocząć na Hali Pisanej świętując fakt, że przekroczyliśmy wysokość 1000 metrów nad poziomem morza.

Spokojnym, równym krokiem na Halę Łabowską

Ruszając z Hali Pisanej przez niespełna kwadrans towarzyszą nam jeszcze znaki żółte, ale potem my skręcamy w prawo i wędrujemy już tylko za znakami czerwonymi. Ten odcinek jest raczej płaski. Co pewien czas zdarzają się lekkie zejścia, potem trzeba odzyskiwać utraconą wysokość, ale żadne stromizny nam już nie grożą. Po około 45 minutach docieramy do Wierchu nad Kamieniem, a po kolejnych kilku minutach do miejsca oznaczonego Wierch nad Kamieniem. Diabli Kamień.

Piktogram przedstawiający opcja wycieczki.

Umieszczona tu tabliczka podaje, że w odległości 500 metrów znajduje się Diabli Kamień. To realna odległość, ale warunki terenowe sprawiają, że dojście i powrót zajmują około 20 minut. Czy warto? Dla samego kamienia – nie. Dla widoku, który się z niego rozpościera – zdecydowanie tak!

Strzałka sugeruje, że należy wejść między drzewa. To nie najlepszy pomysł. Sensowniej jest podejść szlakiem jakieś 20 metrów i przy błotnistym rozlewisku skręcić w lewo, w ledwie widoczną drogę. Znaki zielone, którymi oznaczono dojście, trudno dostrzec. Te stare są niemal niewidoczne, a nowe – namalowane jaskrawą zielenią – rzadkie i niezbyt sensownie umieszczone. Trzeba poruszać się powoli, wypatrując oznaczeń, ale i zapamiętując charakterystyczne miejsca zmiany przebiegu ścieżki, co przyda się podczas powrotu. W plątaninie dróżek łatwo się pogubić.

Po około 150 metrach dojdziemy do płaskiej wychodni skalnej, ale to jeszcze nie jest cel naszej wędrówki. On znajduje się po drugiej stronie wzniesienia, trzeba zejść nieco w dół. Pomocą w odnalezieniu kierunku mogą być zielone paski, fragmenty strzałek widoczne na kilku drzewach tuż nad ziemią. Po przejściu kolejnych 150 metrów między drzewami dojrzymy barierki, do których trzeba się kierować. Zapewniają one bezpieczeństwo na półce skalnej jaką jest Diabli Kamień, z której rozpościera się imponujący widok na północ i wschód.

Po około kwadransie od miejsca, z którego ścieżka prowadzi do kamienia, po pokonaniu kolejnego niewielkiego podejścia, docieramy do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim, który zaprowadzi nas z powrotem do Piwnicznej. Jako że za już około 4 godzin marszu a przed nami jeszcze około 3 godzin wędrówki, proponujemy udać się do oddalonego o 400 metrów schroniska PTTK na Hali Łabowskiej, by solidnie odpocząć i posilić się.

Do kolejnych źródełek

Od schroniska pilnujemy znaków niebieskich. Na znanym nam już rozwidleniu skręcamy w lewo i pokonujemy krótkie podejście, by znaleźć się po drugiej stronie grzbietu. Po zdobyciu najwyższego punktu rozpoczynamy schodzenie. Po przejściu pierwszej polany i leśnego odcinka, na początku, którego po lewej stronie stoi szopa, wychodzimy na wąską polanę, na której można już wypatrywać szczytów Tatr słowackich. Gdyby natura nie pozwoliła nam ich tutaj dostrzec, to jest szansa, że ukażą nam się w pełnej krasie nieco dalej, na górnym skraju polany, na której stoją dwa budynki gospodarczej.

Początkowo przyjemna wędrówka przez łagodnie opadające polany wkrótce się kończy i rozpoczyna się bardzo strome zejście. Trzeba uważać na ruchome kamienie oraz śliskie korzenie, zwłaszcza po deszczu. Na dnie doliny znajdziemy się po około godzinie. Czas zejścia zależy od warunków terenowych i doświadczenia w poruszaniu się na tak stromym stoku.

Po przekroczeniu potoku wkraczamy na szeroką, wygodną leśną drogę, która zaprowadzi nas do Łomnicy Zdrój. Po około 30 minutach wędrówki tym duktem spotkamy kolejne źródło, a nieco dalej miniemy miejsce rekreacyjne z placem zabaw i tablicami edukacyjnymi. Kolejne charakterystyczne punkty, to parking i ostatni przystanek busów, po minięciu których dojdziemy do źródła Stefan. Wypływająca z niego woda pomaga w leczeniu schorzeń układu pokarmowego.

Kilkaset metrów dalej (przy niewielkim terenie zielonym) kolejne atrakcje: wodospad na potoku Łomniczanka oraz kilka źródełek bijących  w różnych miejscach z brzegów potoku. Ich wody także pomagają w chorobach układu pokarmowego.

Przez kilkanaście minut marszu nie będzie nic ciekawego, aż dojdziemy do kolejnego wodospadu i skałki piaskowca. Po drugiej stronie drogowskaz pokazuje drogę do dwóch przysiółków a my skręcamy w znajdującą się tuż obok dróżkę wchodzącą między domy. Niestety po raz kolejny brak jakichkolwiek oznaczeń. Od wyjścia ze schroniska około półtorej godziny godzin.

Ostatnie podejście, a potem już tylko z górki

Przed nami ostatnie na trasie naszej wycieczki podejście. Droga wiedzie początkowo między domami (ponownie mogą się przydać odstraszacze kundelków), a potem wychodzi na pola. Podejście jest dość strome, ale szybko osiągamy grzbiet, przechodzimy przez jego szerokość i przy przydrożnej kapliczce skręcamy w lewo (brak drogowskazów), w kierunku widocznego na wprost Kicarza (z przekaźnikami telekomunikacyjnymi na szczycie). Niemal równy teren sprzyja spoglądaniu w lewo – w dolinę Łomniczanki z leżącą w niej Łomnicą, i na prawo – w dolinę Popradu z widoczną w dole Piwniczną, a nawet dalej, na Radziejową.

Po około trzech kwadransach od wyjścia z Łomnicy dochodzimy do metalowego krzyża. Tu znów nie ma żadnych oznaczeń – trzeba skierować się w prawo, w dół. Zejście do Piwnicznej zajmie nam w granicach pół godziny. Po drodze spotkamy niewielką kapliczkę, zobaczymy postać św. Jana Pawła II wpatrującego się w dal (to dzieło tego samego artysty, który wspólnie z rodziną stworzył podobną rzeźbę na Plac Religijno-Turystyczny, który znajduje się u podnóża piwniczańskiego kościoła) i pokonamy niezwykle strome odcinki z ciasnymi serpentynami. Niejeden z kierowców będzie się pewnie zastanawiał, jak się tędy jeździ zimą...

Spacerkiem po Piwnicznej Zdrój

Po zejściu do doliny pozostaje nam przejść na drugą stronę Popradu i odpocząć. Formą rozluźnienia mięśni nóg na płaskim terenie może być spacer po wspomnianym placu, na którym znajduje się też ołtarz polowy, altana oraz 7 kapliczek odwołujących się do gór ważnych w życiu Jezusa, między innymi Góry Synaj, gdzie Bóg przekazał tablice z Dekalogiem, czy Golgoty, na której Chrystus skonał na krzyżu.

Mając jeszcze siły, można wyjść na wzniesienie, by zajrzeć do kościoła pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny i stanąć na tutejszym rynku, na środku którego znajduje się zbudowana w XVII wieku studnia-cysterna. W roku 1801 staraniem piwniczańskiego magistratu doprowadzono tu wodę systemem drewnianych rur, obok umieszczono sikawkę, skórzane wiadra i beczki na wodę. W czasie wielkiego pożaru w 1876 roku studnia spłonęła wraz z całym wyposażeniem. Uratowała się jedynie figura św. Floriana, która wpadła do wody.


Brak obiektów w wybranej kategorii.

Powiązane treści